poniedziałek, 14 listopada 2011

Bo liczy się pierdolnięcie!

Czyli jak, gdzie i kiedy można poimprezować w Japonii. Opcji jest kilka, bo i sposobów na zabawę jest kilka, spróbuję więc może od wymienienia ich, co by to miało ręce i nogi:
  • Domówka, ale nie taka nasza polska niestety;
  • Nomikai - czy w wolnym tłumaczeniu - wypad na picie, zazwyczaj firmowo;
  • Impreza klubowa - ponoć najlepsze do tego typu wypadów jest Roppongi (dzielnica Tokyo);
  • Inne różne - trudno pewnie rzeczy jakoś zakwalifikować, ponieważ trzeba byłoby to robić bardzo szczegółowo a w moim przekonaniu byłoby już lekką przesadą.

Trick or Treat?




Tak oto wygląda standardowe nabe
Czym różni się taka japońska domówka od takiej naszej? Dwoma podstawowymi kwestiami - jedzeniem i alkoholem. Tutaj raczej się spotyka po to, żeby posiedzieć, zrobić sobie nabe (tzw, hot-pot - rodzaj przygotowania potraw na bazie jakiejś zupy) albo cokolwiek innego, ale bottom line - rozmawia się przy jedzeniu raczej, niż przy piciu. To też nie jest tak, że alkoholu się nie pije, bo zazwyczaj jakieś piwo się pojawia na stole, nie jest to jednak to, co u nas. Jest to naprawdę bardzo sympatyczna sprawa, jest miło, można sobie porozmawiać, pośmiać się i co... i iść spać. Innymi słowy, po jakimś czasie robi się trochę nudno po prostu, ale cóż, to jest moje osobiste jedynie zdanie. 
Nomikai natomiast, to już całkiem inna historia, bo podstawową jego ideą jest picie. To jest troszkę jak taki wentyl bezpieczeństwa chyba dla tych ludzi, dlatego że tam dopiero mogą się zachowywać trochę inaczej, bardziej na luzie. W pracy są całkowicie inni, jak już gdzieś chyba wspominałem. Jest to fajna rzecz, ale trzeba uważać, bo może i Japończycy mocni nie są, ale jak spróbują Cię, czytelniku, upić i zaczną mieszać trunki, to, po niedługim czasie, wracając do domu, będziesz się z ogromną chęcią opierać o wszelkie płoty... uwierzcie.

Roppongi nocą - zdjęcie niestety nie moje
I znów nie moje zdjęcie, aparat był w szafce na dworcu...
Nie znam ich, byli spoko... Ale mam ją na Fejsie - Noelia ;p
Klub, pub, bar, w skrócie imprezownia wszelaka. Prawdę mówiąc trudno jest znaleźć lokal, żeby sobie faktycznie potańczyć, przynajmniej ja miałem problem, ale dowiedziałem się, że największym skupiskiem takich miejsc jest Roppongi, więc się wybrałem. Znalazłem lokal (Wall Street), wszedłem, było za wcześnie bo dowiedziałem się, że wszystko tam zaczyna się dziać koło 20:00 a było po 18:00, ale barman pozwolił mi zostać i dał piwo za pół ceny, co od razu mi się spodobało. Później było już tylko lepiej, impreza rozkręciła się koło 22:00, koło 23:00 już był pełen szał. Szczerze nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak świetnie bawiłem, tym bardziej, że było również z kim potańczyć. Najważniejszą cechą Roppongi jest to, że jest tam masa obcokrajowców, wiec jest zdecydowanie bardziej "dziko" niż wszędzie indziej. Ja wiem, że sporo osób może zwyczajnie stwierdzić, że to jest bez sensu - przyjechać do Japonii i bawić się w miejscach pełnych obcokrajowców, ale dla mnie? Dla mnie, który codziennie przebywa tylko z Japończykami, których oczywiście szanuje i podziwia, ale również czasem ciężko mu się z nimi porozumieć, taka możliwość imprezy w gronie ludzie "wyluzowanych" jest boska! Ale, trzeba uważać, bo Roppongi jest też pełne bardzo podejrzanych osobników, głównie mam tutaj na myśli dwa typy - murzynów, którzy robią łapankę i prowadzą do bardzo podejrzanych i (wybaczcie kolokwializm) cholernie drogich miejsc. Często dodatkową ich atrakcją są skąpo (SKĄPO) ubrane panie, których zadaniem jest wyciąganie kasy od klientów poprzez namawianie ich do kupowania sobie drinków. Trzeba przyznać, że nie jest to bardzo trudno, szczególnie jeśli utrafią jakiegoś już pijanego Japończyka, ja zwinąłem się baaaardzo szybko, ale siedzący nieopodal Salaryman nie wyglądał, jakby miał szybko wyjść. Drugim typem są natomiast Azjatki, nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że było tam sporo Tajek, które dla odmiany chcą nam ofiarować masaż. No i w sumie wszystko ok, chociaż nie jestem do końca przekonany co o tego masażu, bo skusić się nie dałem. Pewne pojęcie daje jednak tekst jednej z nich - kiedy powiedziałem pierwszy raz nie, chciała mnie przekonać chyba bardziej, bo rzuciła za mną "I'll finish you off!".

Jej imienia niestety nie pamiętam...
Co do innych, mam tutaj głównie na myśli imprezę Halloweenową w Tsukubie, na którą zabrali mnie znajomi, która również była świetna. Zdecydowanie najbardziej "swojska", bo też znów - większość obcokrajowców, to raz i 90% studentów i pracowników naukowych, to dwa. Najpierw barbecue na patio wewnątrz akademika, a potem wspólna impreza w miejscowym, "dyżurnym" barze, gdzie na kilku metrach kwadratowych tańczyło kilkadziesiąt osób. To ponoć trochę tak, że Ci ludzie, na co dzień poważni naukowcy, raz na jakiś czas olewają to wszystko i dają się ponieść, dlatego też i atmosfera jest niepowtarzalna. Jednym słowem - Kuba approved.
Tou-san i jego dwa króliczki... misiaczki... eee

Jeszcze niestety nie byłem na karaoke, jakoś nie było okazji, ale liczę, że jeszcze się jednak uda. Aktualnie ponoć planuje się jakaś impreza z okazji Bożego Narodzenia (tak wiem jak to brzmi, oni trochę inaczej traktują święta po prostu, ale o tym kiedy indziej), więc zobaczymy jak to będzie, na pewno będę starał się was informować na bieżąco... no... w miarę chociaż.

Pozdrawiam jak zawsze serdecznie i zapraszam do czytania kolejnych moich wynaturzeń, już niedługo coś trochę większego, zapowiadany post o autochtonach, chciałem dać wam jeszcze coś bardziej przyjemnego zanim poleci tam kolos.

Wasz...

2 komentarze:

  1. Po roku prób imprezowania z Japończykami mam do powiedzenia jedno: z nimi nie ma sensu się bawić. Nie potrafią. Jak impreza bez alkoholu to nudna, jak sam napisałeś, jak z alkoholem to popijawa, a nie zabawa.
    Po miesiącu przestałam próbować - z gajdzinami wiadomo czego się spodziewać, Nihończycy w którymś momencie albo Cię zanudzą, albo wytną jakiś głupi numer i będziesz się musiał nimi opiekować. To ja wolę zabawę z kimś, kto naprawdę umie się bawić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się, naprawdę ciężko jest z nimi poimprezować tak, jak przeciętny polski student lubi. Oczywiście nie neguję, że komuś mogą się takie posiadówy tudzież popijawy podobać, ale ja mówię im zdecydowane "raczej nie" ;p

    OdpowiedzUsuń