czwartek, 20 października 2011

W chwili przerwy.

   Otóż siedzę sobie właśnie spokojnie we biurze i co tu dużo mówić – nie robię zupełnie nic jako, że to co zrobić miałem to skończyłem a szef najwyraźniej albo nie miał kiedy przeczytać, albo zwyczajnie olał mój raport, happens. Pracuję tutaj już jakoś ponad miesiąc więc stwierdziłem że mogę w końcu coś i na ten temat w sumie napisać.

   Wspominałem już wcześniej co nieco na ten temat co prawda, ale uważam, że można go nieco poszerzyć. To może od początku, co ja tutaj robię poza tym, że tłumaczę? Sam do końca nie wiem jak to określić, ale poproszono mnie o wybranie kilku aplikacji mojej firmy i przedstawienie sytuacji na rynku im podobnych w Europie i USA, zrobiłem to oczywiście, ale okazało się, że niezbyt szczegółowo i miałem moje badania przeprowadzić jeszcze raz. No i serio wszystko ok, spędziłem nad tym co prawda jakiś tydzień znowu - najpierw szukając informacji, a potem przygotowując prezentacje, tylko że oczywiście znowu było nie do końca tak jak powinno być... A uwierzcie, że potrafi irytować, jak się produkujecie przez dobre pół godziny, a gość, który ma was słuchać prawie śpi. Potem dowiedziałem się, że było tam jednocześnie za dużo informacji i za mało szczegółowe. Pomijam fakt, że raz - nigdy w życiu nie przygotowywałem strategii marketingowej i dwa - Japończycy maja inny system pracy, nie są zbyt otwarci na nowe pomysły, nawet jeśli ich pomysły ewidentnie nie działają.

   Tak więc może troszkę więcej skrócie teraz, kilka punktów od tym jak jest a japońskiej firmie na przykładzie Kayac Inc lub jak kto woli 面白法人カヤック :
  1. Nie wychylaj się, jak dają Ci wybór tego co możesz robić, to korzystaj jak tylko się da, ale samemu nie warto przesadzać staraniem;
  2. Jak to w Japonii - wszyscy są nadzwyczaj mili, ale pamiętaj, że to tylko pozory;
  3. Nie zwracaj na innych uwagi, to nie zwrócą na Ciebie. Dopóki robisz to co Ci dają, to w wolnym czasie możesz nawet grać, ja tak robię;
  4. Przystosuj się do systemu godzinowego, gdyż jest on świętym. Nieważne, że sam robisz sobie jedzenie, a spożycie zajmuje ci jakieś dziesięć minut, bo i tak musisz zostać tak długo jakbyś tą przerwę miał. Wszystko niby ok, bo zawsze miło sobie wyjść na powietrze jak jest godzinka luzu, tylko że czasem pada, czasem jest na przykład zima;
  5. Socjalizuj się, co prawda to nigdy nie jest relacji bliska iraczej marne szanse żeby taką się stała, ale hej, zawsze to rozrywka!
  6. Jeśli mówisz po japońsku, to pamiętaj, oni nie zawsze mówią do Ciebie w stopniu honoryfikatywnym czy tam modestywnym, jesteś nowy, jesteś niższy stopniem - nie muszą, ale Ty już POWINIENEŚ! To jest ważne, bo nie chcemy być przecież burakami, a kompletnie inne od naszego języka, gdzie swoboda jest dużo większa i choć dla nas brzmi to strasznie czasem sztywno, to pilnujcie się;
  7. Idąc dalej w język, bo japoniści to przecież czytają również, resztę przepraszam. O dziwo tutaj używa się naprawdę rozbudowanego keigo, to jest tylko forma i nic więcej, to nic kompletnie dla nikogo nie znaczy. ale być musi. I sformułowania na zasadzie 'sasete itadakimashita' się zdarzają. Będę mieć chwilkę to opiszę język firmowy w osobnym poście specjalnie dla was.
   To chyba tyle, najważniejsze jest to, że uczę się tutaj jednej podstawowej prawdy - to jest Japonia, Japończycy i japońska firma i nawet jeśli kreuje się na casualową i zamiast garniturów ubieramy t-shirty, nawet jeśli jej sloganem jest szukanie ludzi kreatywnych, to  ciągle jest to japońskie myślenie, a powyższe wydają się czasem ładnym eufemizmem dla pracy od rana do nocy.

Ale żeby też nie wydawało się wam, że jest tutaj tak koszmarnie i ja się męczę zajeżdżany jak muł pociągowy, to jeszcze co nieco o tej jaśniejszej stronie. Prawda jest taka, że pomijając kwestie powyższej prezentacji, to pracuje mi się tutaj naprawdę świetnie. Atmosfera jest bardzo miła i bardziej na pewno social-friendly niż w dużej stereotypowo japońskiej firmie. Ludzie są spoko, żartują, przynoszą czasem jakieś słodycze albo coś do picia, zapraszają na lunch i płacą zań, etc. Raz nawet jak było święto w pobliskiej świątyni, to poszedłem z jednym z gości z pracy obejrzeć i poopowiadał mi trochę o historii tejże. Dlatego daleki jestem od mówienia, że jest mi tutaj źle, bynajmniej, czasem tylko różnica kulturowa wali po głowie nawet tego, który o niej wie i myślał, że jest na nią przygotowany. A poniżej dowód na to jak zabawnie potrafi być w biurze:

                                                       
Ja i Takeda-san
Sato-san, który okazał się być jakimś tam mistrzem judo i Honda-san, która niestety jest dziś ostatni dzień

I tym optymistycznym akcentem zakończę.
Pozdrawiam
空くん

środa, 19 października 2011

Zmiany, zmiany, zmiany

Po miesiącu działania tego ustrojstwa i wysłuchaniu komentarzy różnych zdecydowałem się poczynić pewne zmiany, żeby Wam łatwiej było się czytało, a mnie pisało. Wiele tego nie będzie, ale zawsze coś.
  • Primo - zamierzam pisać troszkę częściej, acz nieco krócej. Tak żebyście spokojnie sobie mogli rzucić na to okiem w wolnej chwili, a nie musieli poświęcać połowy niedzielnego popołudnia na przebrnięcie przez jednego posta. Ja też będę mógł się spokojnie wyrobić, powiedzmy, w przerwie w pracy;
  • Secudno - więcej zdjęć, znaczy jakiekolwiek zdjęcia. Wcześniej jakoś tak nigdy nie było jak tego zrobić, ale teraz już z pewnością to zmienimy, aparat też już mam, więc i zdjęcia mogę wrzucać czasem, no nie?
  • Tertio - Rzeczy pomniejsze... znaczy sam do końca nie wiem, co ale wiem jaki efekt chcę osiągnąć, więc... tak, enigmatyczne poniekąd.
To m/w tyle na ten moment, nie zaliczam tego jako nowy post bynajmniej, także spokojnie, następny będzie jeszcze dziś albo jutro.

Pozdrawiam
空くん

sobota, 15 października 2011

Po powrocie z Hakone

   Stało się... w końcu zdecydowałem się wybrać na swoja pierwsza wycieczkę gdzieś poza Kamakurę i Tokyo. I co tu dużo mówić było baaardzo warto, pomijając oczywiście fakt, iż mało brakło a spałbym na dworcu chyba. "A celem mym Hakone" pomyślał Jakub i wsiadł do pociągu jadącego do Shinjuku, co by w punkcie wylotowym się znaleźć i zakupić tzw. 'Hakone free pass'. Nazwa swoja droga kuriozalna gdyż 5500Y; w moim skromnym odczuciu dalekie jest od bycia 'free'. Nie zmienia to jednak faktu, iż taki oto zakup jest ogromnie opłacalny, dlatego ze obejmuje przejazd z Shinjuku do Hakone i z powrotem plus nieograniczone przejazdy wszystkimi środkami komunikacji na obszarze Hakone, w tym:
  • Wszystkimi liniami autobusowymi (warto w tym miejscu zaznaczyć ze jeden przejazd z jednego końca wolnej strefy na drugi to jakieś 1200Y bodajże);
  • Kolejka górska prowadząca do Gory (miejsce takie w bardzo fajny sposób korespondujące z nasza rodzima góra);
  • Kolejna kolejka... Tak jakby, gdyż jest to, co prawda tramwaj, ale tak pochylony zęby stojąc pod katem około 40 stopni można było lapach pion na siedzeniach. Co ciekawe, to było ciągnięte przez stalowa linę na górę po torach do stacji Sounzan. Zabawne jest to ze tor się w pewnym momencie rozdzielał na dwa tworząc jakby zatoczkę tak zęby te pociągi mogły się minąć tylko nie bardzo wiem jak skoro była jedna lina...
  • Kolejka linowa z Sounzan aż do Togendai będącym portem na jeziorze Ashi (to to z drzeworytów Hokusaia z góra Fuji). Ten przejazd jest naprawdę czymś niesamowitym i uważam ze naprawdę warto sobie tym przejechać przynajmniej raz. Człowiek czuje się przy okazji o wiele pewniej niż w kolejkach w polskich Tatrach, bo gondole są nowiutkie i naprawdę przyjemne. Jak jest ładna pogoda i godzina odpowiednia (nie jestem pewien, ale wydaje mi się ze lepiej jest rano) to widać po drodze Fuji w oddali, cóż... Ja nie miałem tej przyjemności, przez co pewien niedosyt, grunt ze trochę ja było widać ostatniego dnia z brzegu Ashi.
  • I na koniec jakby tego jeszcze było mało, chociaż to akurat trudno przejazdem nazwać - promem turystycznym po jeziorze Ashi z Togendai do portu Hakone-machi. Są tez inne linie i nimi tez można pływać, zatrzymują się na przykład w połowie. Chociaż tutaj nie jestem pewien jak jest z nieograniczonością rejsów, bo płynąłem tylko raz a było to jedyne miejsce gdzie stemplowali pass. Również ładna pogoda wskazana, również jej za bardzo nie miałem, bo była już godzina 17:00, więc na dobra sprawę zachodziło słonce. 
Jak dopłynąłem do Hakone to było praktycznie ciemno. No cóż, przy okazji opisywania zalet cudownego biletu, który nam szczodre Odakyu Line pozwala nabyć, opisałem tez mniej więcej pierwszy mój dzień po przyjeździe. Bylem około 13:00 tam, koło 14: 00 wsiadłem w kolejkę na Gore, a wróciłem do punktu wylotowego Hakone Yumoto około godziny 19:30 bodajże i zaznaczam - nie stałem w kolejkach! Wiec na dobra sprawę w razie, czego można sobie takie coś zaplanować na cały dzień tym bardziej, jeśli jest to ludny okres i stoi się po godzinie w kolejce, chociażby do gondoli.

   Co oprócz tego warto tam zobaczyć? Jeśli chodzi o takie bardziej materialne, niż widoki, atrakcje turystyczne to polecam kilka:
  • Sengokuhara, i to chyba nawet ta od bitwy, ma w swojej skromnej ofercie, oprócz horrendalnie wręcz drogiego muzeum małego księcia (chyba z półtora tysiąca bilet kosztował, w przeliczeniu jakieś 58zl) dwie darmowe i po prostu cudowne świątynki, shintoistyczna i buddyjska. Ja nie wiem może to jest moje osobiste odchylenie, pierwszym by nie było bynajmniej, ale japońskie świątynie, szczególnie te małe, sprawiają ze człowiek czuje się jakby wchodził do zupełnie innego świata i to jest naprawdę niesamowite. Pewnie to tez, dlatego ze jestem tutaj sam i podróżuje sam, ale tak wole, bo gdybym miał ze sobą ciągać jakichś Japończyków i spać w hotelach po 250zl za nockę to dziękuje ślicznie. Poza tym prawda jest niestety taka ze o ile nie są to wasi bliscy znajomi, najlepiej poznani poza Japonia, to są często nieszczerzy i robią pewne rzeczy z obowiązku, a ja tego nie lubię. Wracając do świątyń, shinto jest mniejsza, ma bardzo ładny stawik przed wejściem na schody (każda shintoistyczna jest na wzgórzu, zawsze są schody) a na górze jeszcze jeden bardzo fajnie ukryty malutki chramik oprócz głównego pawilonu. Wszystko jest w sumie na zdjęciach, link zamieszczę na końcu wpisu. Natomiast, jeśli chodzi o buddyjska to jej największa atrakcja jest to, ze w otaczającym ja gaju są dziesiątki malutkich posążków różnych Buddów, są po prostu genialni, zakochałem się, a zęby tego było mało po prostu komiczni - różne pozy, różne miny, jednym słowem szal. Według tego, co pisali jest ich tam, 500 ale ja tam uważam ze to taki ładny eufemizm na dużo po prostu. Bardzo warto to zobaczyć mimo ze nie znajdziecie tego w żadnym przewodniku, no może jakimś lokalnym.
  • Shintoistyczna świątynia Hakone i punkt kontrolny z okresu Kamakura. Tutaj miałem uczucia dość mieszane, punkt kontrolny niby całkiem fajny, ale to można spokojnie i u nas zobaczyć w pierwszy lepszym skansenie a 400¥ szarpnęło po kieszeni. Jest to na dobra sprawę bufor wojskowy z dwiema bramami i zabudowaniami dla żołnierzy po bokach, ale trzeba przyznać ze jak się wejdzie na punkt widokowy (tak, znów schodami) to można zobaczyć naprawdę śliczna panoramę okolicy z jeziorem Ashi i Fuji w oddali na pierwszym planie. Co do świątyni, była bardzo czerwona... A poza tym to znalazłem tam kilka ciekawym miejsc i zakątkom najlepsze są zawsze te z woda i karpiami, możecie mi wierzyć Moi Drodzy. 
  • Zamek w Odwarze, to jest naprawdę fajne i zjawiskowe miejsce, no i maja swoje małpy, szkoda ze w klatce, ale jednak są małpy żywe. A tak na serio, robi niezłe wrażenie, ale uważam ze płowieniem być lepiej zagospodarowany i zarządzany, w skrócie - nie czuje się wchodząc na jego teren człowiek się cofa w czasie, to niestety nie jest tak jak chociażby w tych świątynkach, cały czas czuje się ze to jednak jest środek miasta a to psuje trochę odbiór. Ale jest tez i przyzamkowa świątynia (ja chyba faktycznie mam jakiś fetysz na ich punkcie), która posiada znów bardzo ładny staw. Czym się rożni od poprzednich? Jak znajdziecie w albumie zdjęcia niedużej płaskiej kamiennej fontanny, to będziecie wiedzieć.
   To chyba tyle z zabytków, ale przede wszystkim, Hakone zachwyca widokami i przyrodą, zabytków nie jest tak dużo jest za to ogrom szlaków turystycznych przez okoliczne góry, ale ja tylko raz mogłem się wybrać i nie zapluje, chociaż niestety to trochę inne góry niż nasze kochane polskie Tatry jednak, trochę jak spacer po lesie, tylko cholernie stromym lesie. Co by jednak nie powiedzieć to bardzo polecam. No i niemalże najważniejsze - nonsensy. Masa miejsc z gorącymi źródłami, a to jest zdecydowanie jeden z najlepszych japońskich wynalazków eter. Nie ma to jak po całym dniu łażenia wziąć sobie prysznic i zanurzyć się w 45cio stopniowej wodzie i to jeszcze na zewnątrz! I nie było tak bardzo drogo, bo raptem 900¥ za dwie godziny a to dość dużo tym bardziej ze było dość tłoczno wieczorem.

   Podsumowując, spędziłem tam trzy dni, wydałem około 23000¥ kupiłem sporo pamiątek, spałem w kafejce internetowej, ale miałem tam darmowe picie i automat z lodami kręconymi tez do oporu, zrobiłem 350 zdjęć i wróciłem totalnie padnięty - wrażenie? Boskie!
   
   A tutaj link do >>albumu<<.

Wasz, 
空くん

wtorek, 4 października 2011

Wewnętrzny spokój...

Brzmi dumnie czyż nie? Ale to takie tylko mocno przesadzone wynaturzenie moje. Innymi słowy, jak to jest kiedy się już pierwszy raz w Japonii będąca człowieczyna oswoi  z otaczającą ją rzeczywistością i żyć zaczyna normalnie...

No tak prawdę mówiąc, to nie wiem czy tutaj kiedykolwiek można żyć normalnie, bo przecież do normalnego życia jedzenie jest potrzebne, a z tym, szczególnie na początku, osobie, polską kuchnię wielbiącej, łatwo przecież nie jest. No bo owszem, jest niby chleb... piszę niby, bo do chleba jakoś szczególnie to to podobne nie jest, znaczy z wyglądu to jeszcze, ale powiem szczerze że konsystencja pozostawia już sporo do życzenia. A jednak i do tego idzie się przyzwyczaić jeśli się go odpowiednio okrasi, że tak powiem. Jak się więc moi Kochani już zapewne domyślacie, dzisiejszy odcinek dedykuję tym samym podstawowej potrzebie ludzkiego ciała, jaką jest jedzenie (nie liczcie na to, że nie będzie dygresji, bo się przeliczycie zapewne).
 _______________

A więc idzie taki oto pierwszy lepszy gaijin (czyt. obcokrajowiec) sobie do supermarketu, tudzież konbini i próbuję upolować wzrokiem jakieś jedzenie... tutaj pojawia się pierwszy problem - jedzenia nie widać!
Ano nie widać, dlatego że Japończycy to taki cudny naród, który wszystko sobie (jak już chyba kiedyś wspominałem) pakuje w kilka opakowań naraz. Więc kończy się to tym że widzimy rzędy jakichś pudełek, często bardzo do siebie podobnych na pierwszy rzut oka i nie bardzo wiemy co widzimy. Ale jesteśmy ostrożni, więc na początek kupujemy sobie mleko i płatki śniadaniowe (z pierwszym nie ma problemu bo jest wszędzie, z płatkami gorzej, bo w Kamakurze na przykład w konbini nie bywają, trzeba się wybrać do większego supermarketu z wycieczką). Nie poddajemy się jednak, idziemy dalej i kolejny znajomy widok - jajka! No, teraz jest już przecież całkiem nieźle, bo możemy zrobić jajecznicę. A w sumie prawie, bo wypada jakiś tłuszczyk mieć na patelnie.

Ja osobiście jeszcze nie miałem szczęścia znaleźć oleju słonecznikowego, kupiłem jakiś inny (nie pamiętam z czego ale grunt, że wygląda podobnie i ma podobny zapach, a przede wszystkim się nadaje do smażenia). Z masłem też bywa różnie, znaczy zazwyczaj go nie ma, dobre to ja znalazłem nawet, znaczy takie 72% bodajże, ale kosztowało coś koło tysiąc pięćset jenów (55zł około) - sami rozumiecie skąd moja roześmiana do niego gęba. Także kupuje się coś co ma na opakowaniu napisane zdaje się 'marugarin' i około 60%. Jest to niezłe ale, uwaga, solone, więc się nie dziwić w razie czego proszę... tak jak na przykład ja, kiedy przy okazji posmarowałem nim chleb, którego smak utożsamiłem z moim wyobrażeniem dobrze wypieczonych dwutygodniowych skarpet.

 Tak jak mówiłem, z chlebem bida i nie pozostaje nam nic, jak tylko się pogodzić i spróbować go zmusić do tego, żeby stał się zjadliwy. Jak? Otóż proponuję tosty na patelni na wspomnianym wyżej solonym masełku, wtedy i masło i chleb smakują o niebo lepiej.

Ale jest jeszcze ryż i makaron, tego jest akurat bardzo dużo i bardzo dużo rodzajów. Ryż może się wydawać drogi płacąc tysiąc jenów za dwukilowy worek, ale z drugiej strony to starcza to na cały miesiąc, chyba że robicie sobie na przykład z niego drugie śniadanie, to strzelam, że na jakieś pół miesiąca, więc to nie jest dużo. Do tego makaron, jest ich dużo i niektóre nie są drogie, a ich podstawowym plusem jest fakt, że gotują się w porywach do pięciu minut. a nie tak jak nasze od piętnastu w górę.

No i to tyle z rzeczy podstawowych, warzywa jeszcze na przykład, są owszem, nam znane również, ale są dość drogie, za jednego pomidora tutaj, u nas w sezonie kupicie sobie moi kochani dwa kilo - jest różnica? Do tego bardzo dużo różnych gotowych sosów do ryżu (coś cudownego naprawdę warto, bo nie dość że tanie, to jeszcze szybkie i proste w przygotowaniu!).

To chyba mniej więcej tyle, oczywiście można sobie na YT poszukać różnych lekcji gotowania japońskich potraw (pod warunkiem, że ktoś rozumie, bo jak nie to potem nie znajdzie w sklepie produktów niestety, przykro mi są przecież w pudełkach), ale ja na przykład nie bardzo mam na to czas i jest to zwyczajnie droższe, a wolę kupić na przykład pamiątki, ale o nich innym razem.
 _______________

Powiem wam jeszcze, że w pracy jest całkiem nieźle, co prawda położyłem moją pierwszą prezentację, nad którą pracowałem tydzień (wyszło na to, że się z moim szefem nie zrozumieliśmy do końca i była trochę nie na temat), ale cóż - takie jest życie - mam poprawić!

Oprócz tego dostałem jeszcze do tłumaczenia kontrakt mojej firmy z inną, zajmującą się reklamą, korporacją z San Francisco na... wait for it... japoński! Po tym jak wyśmiałem ich w duchu za głupią decyzję i siebie, wiedząc, że nie jestem w stanie tego zrobić, wziąłem się za tłumaczenie. Po cały dzisiejszym dniu i część wczorajszego mam całe cztery strony z głowy i to bynajmniej nie dokładnie, bo w końcu stanęło na tym, że mam im to na piśmie objaśnić jak najprościej. I wszystko byłoby ok gdybym nie musiał sprawdzać co drugiego słowa (zazwyczaj jeszcze co drugiego sprawdzanego w ogóle w słowniku nie ma, bo okazuje się, że cóż... Japończycy wyrażają to inaczej. No i spoko, ich prawo, tylko czemu mnie każą to tłumaczyć po trzech latach japo? Po dziesięciu praktyki tłumaczeniowej to rozumiem jeszcze, ale tak...)

Ale przynajmniej są mili i naprawdę trafiłem na fajnych ludzi w biurze i świetnego przełożonego, powiedział mi, żebym pisał trochę dłuższe dzienne raporty to będzie mi sprawdzać czy jest dobrze po japońsku, żebym mógł sobie szlifować język, w sumie miło z jego strony, tym bardziej, że nie ma za wiele wolnego czasu (wczoraj był w biurze od siódmej rano do dwudziestej trzeciej, to tak dla przykładu).
 _______________

No będę kończyć, późno się robi a ja jeszcze chciałem sobie coś przed snem obejrzeć, więc do następnego Kochani, w przyszły weekend wybieram się na moją pierwszą wycieczkę - do Hakone na trzy dni, więc pewnie po powrocie albo w jej trakcie się odezwę i dam znać jak tam ichnie kolejki górskie.

Wasz
空くん

P.S. Uwaga uwaga uwaga... kupiłem w końcu aparat!!! A to oznacza, że pojawiają się pierwsze zdjęcia, zapraszam do albumu na Picasie! W gruncie rzeczy jest to moja okolica, mój pokój, gdzieś tam nawet ja. Jest zawieszony w powietrzu pająk i nawet jastrząb, jak również trzy zdjęcia shinjuku późnym wieczorem, innymi słowy - enjoy!





.